Wpis 2

Już Goethe w Fauście pisał pięknie o wrażeniu konfliktu wewnętrznego i na pewno nie był on pierwszym człowiekiem doświadczającym wewnętrzne spory. Doktor Faust swoje rozdarcie opisuje tak:

„We mnie dwie dusze mają mieszkanie,
A jedna z drugą chciałyby się rozstać;
Jedna w zaciekłej żądzy więc, w gorączce,
Chwytnymi narządami w świat się wpija;
Drugiej ku zacnych przodków spieszno łączce,
Nad ziemski tedy proch się wzbija.”

Twój wewnętrzny konflikt nie musi sięgać aż tak głęboko. Jednak chyba każdy z nas już nie raz doświadczał jakiś rodzaj sporu w samym sobie.

Taki spór utrudniający podjęcie decyzji może dotyczyć każdego aspektu naszego życia. Wybrać masło z promocji, czy to ulubione, ale droższe? Czy  pozwolić sobie na odpoczynek, czy najpierw jeszcze posprzątać? Czy remont, czy przeprowadzka? Zostać, czy się rozstać? Leżeć czy już wstać.

Nie wiem jakie konflikty towarzyszą tobie najczęściej i jaki sprawia ci największy trud. Natomiast doświadczyłem na własnym ciele jak cenna potrafi być osoba (lub osoby) mediująca taki wewnętrzny impas i jakie energie to wyzwala. Utknięcie w konflikcie, czy to wewnętrznym czy też z kimś innym dla mnie zawsze też jest o przytrzymaniu przepływu życiowej energii. Nie zdajemy sobie często nawet sprawy z tego ile w tym sporze jest ukrytej radości, spokoju, miłości itp. .

Obserwuję, że strach przed przyznaniem się do takiego niezdecydowania, przed utratą jednej ze stron potrafi utrzymać taki stan niemal w nieskończoność. I jest to zrozumiałe. Każda strona konfliktu dąży do zabezpieczenia swoich potrzeb. Wybór na korzyść tylko jednej strony wiąże się z niezaspokojeniem pozostałych.

Ale czy taki wybór jest na prawdę konieczny?

Może znasz pogląd, że „lepsza zła decyzja, niż żadna decyzja”.

Towarzyszy temu moim zdaniem przekonanie, jakby życie polegało wyłącznie na decyzjach „albo-albo”.

I faktycznie takie wrażenie możemy często odnosić. Daje to nam podprogowo poczucie bezpieczeństwa, że jedna z opcji jest na pewno tą „dobrą”. I jedyne co jest nam potrzebne do szczęścia to wybranie właśnie jej. Tylko co tu zrobić z tą niepewnością? Co jeśli wybierzemy jednak tą „złą”?

No samo zło, czyż nie?

Tu chciałbym przytoczyć definicję „dychotomii myślenia” z Wikipedii.

Dychotomia myślenia – błąd procesów myślowych wyróżniony przez Aarona Becka charakteryzujący się postrzeganiem różnych zjawisk tylko w skrajnych aspektach. Dychotomia myślenia może prowadzić do występowania problemów psychologicznych.

Przykłady dychotomii w myśleniu: dobrze – źle; prawdziwy – fałszywy; winny – niewinny; my – oni; przyjaciel – wróg; zasady – brak zasad; tyrania – wolność; demokracja – dyktatura; sprawiedliwość – niesprawiedliwość; naturalny – nienaturalny; cywilizowany – barbarzyński; kapitalistyczny – marksistowski.

Według Edwarda de Bono dychotomia jest jedną ze skaz tradycyjnego myślenia człowieka, ponieważ uniemożliwia dostrzeżenia całego spektrum danych zjawisk lub tego, co jest pomiędzy nimi. Takie myślenie pełne jest pojęć-pułapek, jak wolność, sprawiedliwość, demokracja, imperializm. Myślenie w pobliżu tych pułapek jest praktycznie niemożliwe, ponieważ natychmiast zostaje się wessanym przez utrwalone wzorce, których nie można zakwestionować. Przykład: jeżeli kwestionuje się demokrację, jest się faszystą, jeśli mówi się o socjalizmie, to jest się marksistą itd. Polaryzacja jest tak zdecydowana, że nie dopuszcza żadnego „pomiędzy”.

 

Skoro skoro takie „malowanie świata na czarno-biało” jest skazą myślenia, czemu nie przyjmujemy świata takim jakim jest, w szarościach, kolorach?

Jedyną sensowną odpowiedzią wydaje mi się: Bo to jest trudniejsze, bardziej wymagające. Czy nie jest nawet tak, że cała „prawda” jest nie do ogarnięcia w swojej złożoności?

Ale wtedy co nam zostaje? Ciągła niepewność i życie po omacku? Czasami coś wyjdzie, a czasami nie i nigdy nie wiadomo do końca jakie będą następstwa naszych wyborów?

A czy to jest takie straszne? Na tyle niepokojące, że wolimy sobie i innym wmawiać, że lepszy jest ten świat dzielony przez dwa?

Ja doświadczam, że najczęściej nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak głęboko w nas jest zakorzeniony ten nawykowy sposób podejmowania decyzji. Może i często nam w codziennym życiu pomaga, przyśpiesza podjęcia „błachych” decyzji. Nie wariujmy. Trudno by każdy wybór rozpatrywać w kwestii położeniu w wszechświecie.

Jednak szczególnie w takich chwilach, gdy targają nami emocje, kiedy mamy wrażenie bycia nierozumianym/-ną, kiedy trudno nam nawet dostrzec wewnętrzny spór, bo wolimy być po tej „lepszej stronie”, ja mam prośbę do ciebie i do mnie:

Możemy spróbować jak to jest, kiedy autentycznie przyznajemy się przed sobą, że każda strona konfliktu dba o coś istotnego dla całości?

Czy to społecznie czy wewnętrznie, ja widzę że nasze osobiste, najintymniejsze spory przekładają się na każdy kolejny poziom naszego życia w tej naszej jednej, wspólnej rzeczywistości.

I początkiem do zmian -nie będę tutaj ani trochę odkrywczy- mogę być tylko ja, i ty. Nikt inny za nas to nie załatwi. Bo to kolejny „ja”, nawet jak prościej na niego patrzeć że to „on”.

A jeśli zbyt trudne wydaje ci się poradzenie sobie samemu z tą wewnętrzną walką:

 

W październiku mam promocję na sesje z wewnętrznym konfliktem w nurcie NVC! 🙂 stacjonarnie lub online

1h/100zł

pozdrawiam i zapraszam. tel.: 509 117 549